28.02.2025
Witam Was ciepło w ten ostatni dzień lutego. Pochmurne dni ostatnio, ja też mam zamieszanie w myślach i usilnie szukam rozwiązań. Mam nadzieję, że z biegiem czasu wszystko się ułoży, chociaż przyznam, że stracha mam. Pierwszy raz od przystąpienia do AA zaczynam rozmyślać o tej "sile wyższej", bo dla mnie to taka bajka trochę była. Ale od początku.
Jak ostatnio pisałam, telefon od byłego, rozmowa z terapeutką, poruszyły wile czułych strun z przeszłości. Nieprzepracowana bezsilność, wstyd, złość, nienawiść, obrzydzenie i inne tego typu trudne uczucia we mnie eksplodowały. Wydawało mi się, że morze łez już wylałam i więcej już nie powinnam być w stanie wyprodukować, a jednak.. Płakałam z butelką wina w ręce więc ciężko było tak do końca przeżyć te emocje, bo je zagłuszałam lub zniekształcałam alkoholem. Teraz czuję nawet, że inaczej to wspominam i przeżywam, może nie wyolbrzymiam tego sztucznie.. nie wiem. Mój chaos w myślach i uczuciach trwa od dawna, zresztą alkoholicy to osoby, które właśnie nie radzą sobie z emocjami. Teraz częściej o nich rozmawiam, staram się od nich nie uciekać choć czasem jest to bardzo trudne. Wczoraj miałam niespodziewaną i trudną zarazem rozmowę ze starszym synem. Byliśmy razem u neurologa, ponad godzina jazdy w jedną stronę więc trochę czasu wspólnie spędziliśmy w aucie. Mocno wkurzyła go już lekarka swoim "specyficznym" zachowaniem, to akurat mało istotne, potem złość na innego kierowcę, który go nie wpuścił do ruchu i mój syn się odpalił jak ja dwa tygodnie temu.
Mocno mnie to zaskoczyło, ale też przeraziło i ucieszyło zarazem. Młodszy syn od zawsze dużo mówił, jak był smutny to płakał, jak był zły to trzasnął drzwiami albo krzyknął, jak był szczęśliwy to mógł gadać bez końca, jak jest teraz podekscytowany nowym hobby to też dużo o tym opowiada. Może dlatego mniej się o niego martwię bo nie zastanawiam się co czuje, on to wyraża, natomiast starszy syn od małego był bardziej zamknięty w sobie. Nie wiem czym to idzie, często trzeba było go "ciągnąć za język" jak to się mówi, a i tak w szkole było "fajnie" i tyle wiedziałam nieraz. Z upływem lat zamykał się coraz bardziej przez alkoholizm mojego byłego męża a potem też mój. Po tym jak wrócił do ojca martwiłam się o niego jeszcze bardziej, wiedziałam do czego mój były jest zdolny i jak swoim zachowaniem potrafi doprowadzić drugiego człowieka do szału, załamania nerwowego itp. Ale moje dziecko nie żaliło się, zapytany jak tam, czy tata daje mu spokój odpowiedź była zawsze ta sama: tak, jest ok. Aż do wczoraj, gdzie w nerwach wykrzyczał, że nienawidzi swojego życia, ojca itp. Z jednej strony nareszcie dał upust swoim uczuciom, z drugiej strony skala jego złości, bezsilności, nienawiści mnie wystraszyła. Przyznał się, że miał ochotę tak dobić ojca, że nie wie jak się powstrzymał, martwię się, że może nad tym nie zapanować. Prosiłam go, że zanim wyjadą na studia, niech do mnie wróci, niby kilka miesięcy tylko, ale święty spokój nie ma ceny. Nie wiem czy to zrobi, mimo, że nienawidzi ojca to go też kocha. On ma świadomość, że chciałby go uratować, nie pogodził się jeszcze z tym, że nie da rady, jeśli jego tata sam tego nie będzie chciał. To zawsze jest chyba najtrudniejsze do zaakceptowania. Chciałabym mu pomóc, ale mogę tylko być obok, wspierać, kochać. Muszę też zaczekać aż się otworzy i pozwoli się właśnie wesprzeć i ukochać, sam mówi, że jak się zamknął w pokoju tak siedzi w nim do dziś. Polecił mi obejrzeć krótki film na You Tube pt.:"Fanatyk", obejrzałam i polecam. Chyba pokazał mi tym swój świat, a moje uczucia z tym związane to smutek i poczucie winy. Żałuję, że nie zapewniłam moim dzieciom lepszego życia, lepszego świata, wcześniej nie umiałam, teraz staram się to naprawiać na ile zdołam, ale są już dorośli i pewne sprawy też już muszą sami przepracować, jeśli poproszą o pomoc w tym- pomogę ile dam radę.
Mam od kilku dni ogromny natłok myśli, i nareszcie odniosę się do tej wcześniejszej "siły wyższej. Wczoraj pierwszy raz pomyślałam, że już teraz to faktycznie chyba wszystko w jej rękach bo ja co mogę to robię, inicjatywę wykazałam jeśli chodzi o kwestię zamieszkania mojego starszego syna, teraz już ode mnie niewiele zależy. Wczoraj pierwszy raz stwierdziłam, że nie umiem tego swoim rozumkiem objąć, nie mam nad tym kontroli, bo mój syn podejmuje własne, niezależne decyzje, pomyślałam: "wszystko w Twoich rękach, wierzę, że się dobrze to ułoży". Jeszcze nie wiem czy wierzę, mam nadzieję i nie wiem czy pierwszy raz od wielu lat nie zacznę się modlić, tak po prostu w przestrzeń. Jeszcze bardziej niż przedtem nie chcę pić, chcę być trzeźwa, chcę być wsparciem dla moich synów, chcę żeby mogli poczuć się bezpiecznie. Do tego potrzebują mnie trzeźwej, a ja muszę zadbać o siebie żeby móc zadbać o nich. Nie mogę zapomnieć, że dlatego właśnie najważniejsza jestem ja i moje zdrowie bo bez tego nic nie będzie. W tym momencie właśnie to do mnie dotarło mocniej" JA jestem najważniejsza, żeby oni mogli być ważni i zadbani przeze mnie". Tymi przemyśleniami kończę ten wpis, przepraszam, jeśli jest chaotyczny, ale tak się czuję właśnie, rzucona w jakiś wir, ale nie panikująca już, tylko spokojnie szukająca drogi wyjścia. Ściskam Was ciepło, trzymajcie się trzeźwo i do kolejnego spotkania:))
Anna
Komentarze
Prześlij komentarz