08.07.2025

 


                 

                Dzień dobry:)) Witam Was ponownie moi mili po dość długiej przerwie. Nie wiem z czego ona wynika, może łatwiej mi siąść do pisania kiedy jest mi źle, bardziej wtedy tego potrzebuję, nie wiem. Ale ostatnio moja terapeutka powiedziała, że może warto pisać i pokazać innym też ten dobry, stabilny czas. Pokazać, że życie bez alkoholu naprawdę może być super ekscytujące, nawet jeśli nie byłam na Mount Everest ani nie nurkowałam w Oceanie Spokojnym...ani żadnym innym:)Zdjęcie u góry to też takie jedno z moich marzeń, zobaczyć inne, zwłaszcza ciepłe, kraje...może kiedyś:))

               Tak ogólnie wszystko u mnie w porządku, trochę się działo i nadal dzieje. Takich drobnych, fantastycznych rzeczy, jak choćby spływ pontonem, wyprawy po górkach takie mniejsze, dzień w parku rozrywki z chrześniakiem, kupiłam sobie bilet na koncert Anity Lipnickiej. Sprawiam sobie niewielkie przyjemności, które dają mi mnóstwo frajdy, chociaż też kosztują i jedyne z czym walczę to skąpstwo, czasem żal mi na siebie wydawać, bo z tyłu głowy mam mieszkanie, studia itp. Ale ponoć żyć też trzeba, a ja jako alkoholiczka muszę pamiętać, że właśnie zmęczenie i frustracja mogą prowadzić do zapicia. Dobrze się czuję chyba właśnie przez to, że robię to co sprawia mi dużo radości. Dalej chodzę na basen spacery, schudłam już ponad 13 kg, co też bardzo poprawiło moją pewność siebie, ale najbardziej to poprawiły mi się wyniki krwi. Co piątek nadal jeżdżę na mitingi AA, bardzo mi to pomaga, chociaż ostatnio długo nie zabierałam głosu. Na poprzednim się odezwałam, miałam sytuację, która dość mocno mną 'wstrząsnęła" chociaż nie wiem czy to odpowiednie słowo. 

              Mianowicie w czwartek zadzwoniła do mnie terapeutka, nie moja, inna Pani, która ma mój numer od jednej ze swoich pacjentek, kobiety, która też bywa na mitingach. Spytała czy jadę w piątek na miting, bo ma Panią, która deklaruje chęć zaprzestania picia, mówiła jej o mitingach i chce jechać. Kobieta mi się przedstawiła, nie znam jej osobiście ale wydedukowałam, że jej mąż pracuje tam gdzie ja dorabiam. Wiem, że piją obydwoje, wiem, że była na detoksie, że w stanie ciężkim aż jej syn, który jest w moim, czyli średnim" wieku- okolice 40tki, wyszedł z oddziału płacząc bo nie mógł znieść jej widoku. Po prostu koleżanka z pracy będąc na wizycie u swojej mamy w szpitalu widziała ją i jej dzieci, taki przypadek, i mi o tym opowiadała. Pierwsza moja myśl: "co jak w pracy się dowiedzą, co zrobić żeby się nie dowiedzieli, ocenią mnie na pewno, będą gadać", powiem Wam, że milion myśli w jednej sekundzie miałam w głowie, ale się zgodziłam, stwierdziłam, że co ma być to będzie. Potem trochę się nastawiłam i ucieszyłam nawet, że kolejna kobieta będzie w AA, kolejna postanowiła zmienić swoje życie na lepsze itp. W piątek o 16.15 zadzwonił telefon, to ta kobieta zadzwoniła a ja po dwóch słowach już wiedziałam, że nie pojedzie...była wstawiona.. 

                 Zaczęła mi mówić, że mąż znów pije, płakać, ja jej, że to o jej picie chodzi nie jego, ona co to da itp. Powiem Wam, że przerwałam tą rozmowę, ucięłam jej w pół słowa, że ok rozumiem i w takim razie pojadę sama, nie ma problemu, a po tym jak się rozłączyłam się popłakałam. Raz, w ciągu tych kilku minut rozmowy ( ani pięć) poczułam jak wpadam otchłań jej rozpaczy, to było przerażające uczucie, przypomniało mi się od razu jak ja się czułam na początku, jak ja obwiniałam swojego męża, jak ja tylko jego picie widziałam  a swojego nie. Dwa, od razu poczułam się winna tego, że się rozłączyłam a ona przecież w takim dołku, że nawet nie spróbowałam jej pomóc. Zaczęłam się zastanawiać czy gdybym coś innego powiedziała, innym tonem, może dłużej jej wysłuchała to jednak by się zdecydowała pojechać. Bardzo mi to zagrało na emocjach, opowiedziałam to na mitingu znów prawie płacząc, co ze mnie za alkoholiczka jak innej alkoholiczce nie chcę pomóc, i dostałam "feedback". Jeden kolega opowiedział, że w trzecim miesiącu trzeźwienia, pomagając innemu ale pijanemu alkoholikowi sam zapił, tak mu pomagał, drugi powiedział, że bardziej dba o siebie teraz, bywa egoistą, bo jego zdrowie i jego trzeźwość jest ważniejsza. Koleżanka mi tłumaczyła, że przecież zrobiłam wszystko co mogłam, bo mimo tego, że czułam się niekomfortowo obiecałam ją wziąć. To, że postanowiła się napić to była jej decyzja, ja codziennie podejmuję swoją, że nie piję. 

                  Uświadomiło mi to też jak ciężka i podstępna to jest choroba, że czasem czyjeś dno jest dopiero "pod ziemią", mimo, że to bardzo przykre to nie mam na to wpływu. Mam wpływ tylko na to co robię ja, jakie ja decyzje w życiu podejmuję i jak ja reaguję na to co mnie otacza, ludzi i  sytuacje. A ja chcę codziennie wstawać trzeźwa, codziennie wybierać zdrowie, czas z synami, czas z przyjaciółmi i rodziną. Chcę dalej się uczyć, poznawać nowe rzeczy, nowych ludzi, a to nie będzie możliwe jak wybiorę picie. Czasem to dobijające,że czyjeś porażki to moje lekcje, ale tak to teraz traktuję, nie chcę takich doświadczać, naprawdę wolę czasem usłyszeć jak to u innych było i wiedzieć czego nie robić. Dlatego lubię jeździć na mitingi, dzielić się doświadczeniem i słuchać innych. Na dziś pewnie tyle żeby Was nie zanudzić, postaram się odezwać szybciej niż teraz to zrobiłam, a co wyjdzie się okaże:)) Trzymajcie się trzeźwo i do zaś:))

                                                                                          Anna

                         

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

17.09.2024

20.09.2024

29.08.2024