25.02.2024

 


            Dobry wieczór:)) Od dwóch dni mam zamiar usiąść do pisania i jakoś  to odwlekam, sama w sumie nie wiem czemu. Czas, jak zdjęcie wskazuje, mija nieubłaganie, i jak tak sobie myślę to nie wiem czy jest moim sprzymierzeńcem czy wrogiem. Nie umiem być cierpliwa, uczę się tego, pracuję nad tym, ale to będzie jedna z rzeczy, które będę rozkminiać chyba do śmierci. Dużo się zmienia w moim życiu, otoczeniu, nie o wszystkim dziś napiszę, bardziej wtedy kiedy będę wiedzieć na czym stoję.

               W piątek tradycyjnie byłam na mitingu, opowiedziałam o moim gwałtownym wybuchu w trakcie telefonu od byłego, o złości, że nie umiałam zapanować nad swoimi emocjami. Ogólnie więcej osób ma kiepski czas, każdy coś o tym opowiedział. Ja jadę na tej złości dość długo, niby się to wszystko wyciszyło, ale czasem drobiazg potrafi mnie wyprowadzić z równowagi. Albo oglądam film, jest scena jak mąż zrobił niespodziankę żonie, a ja w płacz, bo mi nikt nigdy niespodzianek nie robił itp. itd. Staram się to zatrzymywać, ale dziś byłam na terapii indywidualnej i pierwszy raz od bardzo dawna znowu się poryczałam. Okazało się, że ten telefon, który mnie tak bardzo wkurzył, poruszył wiele strun, przypomniał o sytuacjach i uczuciach, o których nie chciałam pamiętać. Nie będę pisać szczegółowo o co chodzi, powiem tylko, że o bardzo intymne sytuacje, które nie powinny mieć miejsca, na które nie powinnam się zgodzić. Oprócz smutku, żalu, nienawiści, rozpaczy, bezsilności czuję złość też do siebie, że tak długo ciągnęłam coś wbrew sobie, aż nawet siebie znienawidziłam. 

                Szczerze to nie sądziłam, że w sumie w takim już lepszym, stabilnym czasie będę wracać do tak ciężkich rzeczy z przeszłości, płakać, znów to czuć i się obwiniać. Znowu poczułam, że się cofam zamiast iść do przodu, choć terapeutka też powiedziała mi, że to nie "powrót do ustawień fabrycznych" jak ja to nazwałam, tylko kolejny etap mojego zdrowienia. Już wiem, że raczej będzie ciężki i go nie polubię. Mam dziś tyle myśli w sobie, że aż mnie boli głowa: w moim życiu jest tyle dobrych rzeczy, dobrych ludzi, ale mam w sobie też tą nieciekawą przeszłość, dużo strachu o przyszłość i to mnie czasem paraliżuje. Chcę spełnić swoje marzenie o mieszkaniu, ale nie wiem czy nie będzie to jednak wymagało zmiany pracy na lepiej płatną, na samą myśl o tym skręca mnie w żołądku. Nie pomaga myśl, że dwóch się nauczyłam to i kolejnej mogę, bo częściej martwię się, że nie dam rady. Pewność siebie do poprawki:)) 

               Gdzieś wyczytałam, że jeśli uważamy, że nie zrobiliśmy progresu to powinniśmy zamienić się na siebie samych z przed kilku lat, i czy na myśl o tym czujemy chęć i entuzjazm, czy raczej reakcja jest jak moja: " no fucking way". Wychodzi na to, że sama też mimo tylu żali i strachu uważam, że jestem dużo lepszym człowiekiem niż kilka lat temu, albo jeszcze lepiej- w ogóle nie jestem tym samym człowiekiem. Nigdy nie chciałabym być znów taka jak kiedyś, tu akurat czas był po mojej stronie:) Tak gdzieś w kościach czuję, że to znowu będzie czas zmian, nie wiem jakich i ta nieznana przyszłość znów budzi strach, ciekawość również, ale na razie dowodzi strach. Dziś chyba masło maślane mi wyszło, ciężko mi ubrać w słowa taki natłok myśli, mam nadzieję, że jakoś dobrniecie do końca:) Za wiele chyba spraw nie poruszyłam dziś, ale czuję ulgę, że jednak napisałam, że jednak popłakałam sobie u terapeutki, mam nadzieję, że pomału zacznę zrzucać ten bagaż z siebie. Życzę Wam dużo spokoju w serduchu:) trzymajcie się trzeźwo i do kolejnego spotkania:))

                                                                                                                   Anna

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

17.09.2024

20.09.2024

15.09.2024