24.11.2024
Dobry wieczór:) Witam Was ponownie po tygodniu przerwy, pomału zima do nas dociera, zaczyna się okres, który najbardziej lubię czyli ten świąteczny czas. Mimo, że w kościele dawno nie byłam, nie praktykuję jak to mówią, od kilku lat to ten czas bardzo lubię. Kojarzy mi się z rodziną, nadzieją, magią- w sensie, że wszystko się może zdarzyć czy zmienić. Ja w sumie w wigilię Bożego Narodzenia zmieniłam wszystko, wtedy właśnie oznajmiłam, że chcę rozwodu i się wyprowadzam, potem też rok temu przed wigilią ostatni raz się napiłam i podjęłam decyzję o terapii, drugą najlepszą w moim życiu.
W czwartek ostatni raz byłam na terapii grupowej, było pożegnanie, rozdałam cukierki- taka słodka tradycja, że każdy kto kończy i jest ostatni raz kupuje cukierki i częstuje wszystkich. Było mi tak nieswojo na myśl, że ja już się nie podzielę z nimi tym jak mi minął tydzień i nie posłucham jak minął im. Opowiedziałam wszystkim swoje wrażenia z pierwszej wizyty na mityngu AA, że zamieniam czwartki na piątki, że czuję, że bardzo się zmieniłam od momentu podjęcia decyzji o leczeniu, i od pierwszego spotkania w grupie. Podziękowałam mojej terapeutce za to, że nie ustawała w namawianiu mnie na terapię grupową i kontakt innymi ludźmi, oraz grupie bo to dzięki słuchaniu innych odczarowałam w dużej mierze swoje myślenie na temat mojego uzależnienia. Od takiej młodej dziewczyny, która była dopiero czwarty raz, w wieku mojego starszego syna, usłyszałam, że bardzo lubiła mnie słuchać i że jestem jej motywacją, powiem Wam ,że się rozpłakałam. Nie spodziewałam się takich słów z ust osoby, która w zasadzie wiele czasu ze mną w tej terapii nie spędziła, bo ja kończę a ona dopiero zaczyna, a jednak powiedziała mi, że od pierwszego dnia poczuła ode mnie wsparcie i to jej dużo dało. A mi dały bardzo dużo jej słowa, one też mnie bardzo zmotywowały do dalszej pracy nad sobą, nie wypada, że motywator osiadł na laurach.
W piątek byłam znów na spotkaniu AA, już było mi trochę raźniej, bo jednak pierwsze koty za płoty posłałam, już większość osób kojarzyłam więc stres był dużo mniejszy, ale jeszcze był. Była "rundka" czyli coś co też zawsze było na grupie- opowiadanie jak minął tydzień, co się wydarzyło dobrego czy złego, czym się chcemy podzielić z innymi, to o tym mówimy. Różnica między grupą terapeutyczną a mityngiem polega na tym, że na grupie musimy zabrać głos, nawet jeśli się wstydzimy, terapeuta zadaje pytania, kieruje, na mityngu możemy mówić ale nie musimy. Nie każdy zabrał głos, ale większość tak, ja z racji tego, że dopiero poznaję ludzi a nie muszę:) powiedziałam tylko o wrażeniach z pierwszego spotkania, czyli, że pierwszy raz od dawna poczułam się zaakceptowana, i że wracałam szczęśliwa- więcej słuchałam.
Dziś przyszedł na obiad mój starszy syn, od słowa do słowa wyszła nam sesja terapeutyczna, rozmowy o przeszłości, o uczuciach itp. Nie lubię do tego wracać, zwłaszcza w takim czasie, kiedy mam wrażenie, że wszystko zaczyna mi się układać, nie lubię przypominać sobie czemu odeszłam, co mi zrobił były mąż itp. ale dziś potrzebował chyba tego mój syn, więc wróciłam. Jeszcze wczoraj na urodzinach jego kuzyna- ( mojego syna) byli z ojcem, razem mieszkają wszyscy w jednym domu więc na takie okazje są często wszyscy- coś wypili, mój były znów wrócił do picia, i żalił się synowi, że nie rozumie czemu go zostawiłam itp. Bartek mówi, że bawił się w terapeutę, mówił mu żeby szedł na terapię, że nie wie co dokładnie mi robił, ale wie, że nie był wobec mnie w porządku. I dziś chciał wiedzieć, tak po prostu co mi zrobił, trochę się wkurzyłam bo to nie tak powinno wyglądać, że dzieciom mam opowiadać takie przykre, często intymne sprawy ale nie chciał odpuścić więc trochę mi się ulało. Powiedziałam o upokarzaniu, o gwałtach, o molestowaniu, o wtrącaniu się babci i o tym, że tata nigdy nie stanął po mojej stronie, o kontrolowaniu, o grzebaniu w prywatnych rzeczach, o tym ,że po 18 latach małżeństwa jedyne co usłyszałam to: "poduczpmy się ostatni raz po starej znajomości, co Ci szkodzi ściągnąć majtki" i się popłakałam. Wiem, że stara się zrozumieć obie strony, mnie i ojca, zna go od, jak to powiedział mój młodszy syn, tej ludzkiej strony, tylko, że ja chcę iść do przodu a mój były dalej po czterech latach mieli temat i zaśmieca głowę naszemu synowi.
Wyszedł też dziś temat właśnie jego powrotu do ojca, obiecałam, że kiedyś go przybliżę więc może dziś, chociaż zrobi się przez to długo. Kiedy wyprowadzałam się z domu na wynajem odeszłam z obydwoma chłopakami, to było w styczniu. W sierpniu starszy skończył 18 lat i w grudniu wrócił do ojca i dziadków. Wrócił tak, że rano powiedział, że się źle czuje, został w domu, a jak wróciłam do mieszkania po 17tej nie było już jego ani jego rzeczy. To było okropne, ja tak płakałam, że myślałam, że mi serce pęknie, rozpaczałam, że może taką jestem złą matką itp. czego właśnie nie omieszkał mi wypomnieć mój były i jego mama. On się tłumaczył, że zrobił to w taki sposób bo nie chciał patrzeć jak płaczę, że on chciał wrócić i mówił mi o tym ale ja go nie słuchałam. Potem dostałam wezwanie do sądu o alimenty, to już w ogóle myślałam, że umrę, że jak to ja mam stać w sądzie naprzeciwko syna, dla którego bym w ogień skoczyła. Okropny to był czas, chociaż nigdy nie miałam do niego pretensji, wiedział, że jest mi okropnie przykro ale mówiłam mu, że kochać go nie przestanę. Nie walczyłam specjalnie o kwotę, jaką sąd dał na taką od razu przystałam, widać było po nim jak mu jest niezręcznie i jaki jest zagubiony, było mi go okropnie szkoda. Zamiast ze mną rozmawiać, bo fakt, że nienawidząc mojego byłego nie płaciłam nic na syna, założyłam, że stać go na jego utrzymanie, a na różne rzeczy i tak ode mnie dostawał pieniądze, kazali mu podpisać pozew o alimenty i iść do sądu.
Dziś mi powiedział, że źle zrobił, że się wyprowadził i powiedział mi dlaczego. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, naprawdę. Myślałam, że może wybrał wygodę, duży dom i własny pokój zamiast poddasza, że go przekupili pieniędzmi. Na początku terapii terapeutka spytała czy nie uważam, że ma to związek z moim piciem, to myślałam potem, że może faktycznie coś w tym jest. Dziś powiedział mi, że widział, że robi się krucho finansowo, sklep nie zarabiał, ja nie wiedziałam co robić, co dalej będzie i on sobie wymyślił, że jak wróci do nich to będzie mi łatwiej finansowo z jednym dzieckiem niż z dwoma. Nie spodziewał się tylko, że będzie się musiał ze mną sądzić o alimenty, i że wcale łatwiej mi nie zrobił a bardziej pod górę. Rozpłakałam się bo brakło mi słów, jak sobie pomyślę jak on musiał się czuć winny to aż coś mi się robi.
Jak widzicie moja abstynencja przynosi same korzyści, trudne czasem dzieją się rzeczy, trudne rozmowy o trudnej przeszłości mają miejsce, ale to jest coś niesamowitego. My nie umieliśmy rozmawiać, a o trudnych sprawach w ogóle nie rozmawialiśmy, chłopaki często obracają coś trudnego w żart, ja czasem też. Teraz coraz częściej rozmawiamy, coraz częściej pewne rzeczy wyjaśniamy, nawet te sprzed wielu lat. Zauważyłam, że umiemy domagać się uwagi, chcemy zostać wysłuchani, dziś w pewnej chwili zaczęliśmy się przekrzykiwać, podnosić głos i to właśnie ten starszy syn, który nie rozmawiał, dopiero od jakiegoś czasu zaczyna się otwierać, nas stopował, że to nie rozmowa jak każdy chce być głośniejszy. Powiedziałam im, że jestem z nich dumna. Jestem bardzo:) Uważam, że mam bardzo mądre dzieci, to, że ja się otwieram, nazywam rzeczy po imieniu, daje im też odwagę do mówienia o sobie i swoich uczuciach.
Za to, za te doświadczenia, za moje dzieci, za te trudne rozmowy z nimi dziś jestem bardzo wdzięczna. Za ten dzisiejszy wspólny obiad, za żarty, za ten czas razem, to jest coś o czym marzyłam, co myślałam, że może już przegapiłam i to nie wróci. A jednak:)) Warto przestać udawać, przestać żyć w zakłamaniu, odkąd właśnie przyznałam się do uzależnienia, odkąd coś z tym robię a nie czekam na cud, wszystko zaczęło się zmieniać. Albo to ja się zmieniam i dlatego tak mi się wydaje. Na dziś chyba wystarczy, odezwę się znów za kilka dni. Trzymajcie się trzeźwo i do kolejnego "spotkania":)
Anna
Komentarze
Prześlij komentarz