20.10.2024

 


                 Dobry wieczór:) Witam Was serdecznie po dłuższej przerwie. Minął ponad tydzień od mojego ostatniego wpisu, jakoś ciągle nie mogłam znaleźć czasu. Ostatki października jeszcze u mnie intensywne, ale mam nadzieję, że listopad już będzie leniwy. Przyznam się Wam, że już chcę poleniuchować, potrzebuję nawet. Mam lekkie obawy, że może nuda się wedrze i co, jak będę bardziej wtedy myśleć o napiciu się, ale nie chcę już się martwić na zapas. Myślę, że powinnam bez problemu zorganizować sobie czas. Przede wszystkim pojadę na jakieś spotkanie AA i zobaczę "czym to się je", jak to w ogóle wygląda. 

                  Dziś miałam wolny dzień, pierwszy znów od tygodnia, i powiem Wam, że super go spędziłam, mogę przywyknąć do takich dni. Wbrew pozorom mimo tego, że potrzebuję poleniuchować to chyba nie w taki sposób, że nic nie będę robić tylko raczej będę robić dużo dla siebie. Tak więc już wczoraj wieczór wymyśliłam sobie, że będę chodzić po schodach... tak dobrze czytacie:) ponoć pomaga to usprawnić kondycję, wzmacnia wydolność organizmu i wpływa korzystnie na sylwetkę- czyli chcę schudnąć. Wczoraj wytrzymałam 15 minut, dość intensywnego wchodzenia i wbiegania czasem, dziś rano o godzinie ósmej znów poszłam, schody mam zaraz obok domu- takie dość duże nawet. Dziś już tylko chodziłam, wolniejszym tempem, bo łydki odczuły wczorajszy dzień, ale za to ponad 20 minut. Wróciłam, wykąpałam się, zrobiłam sobie kawę, i ugotowałam obiad, pierwszy raz od dawna już o 13-tej jedliśmy i mieliśmy obiad dwudaniowy nawet. Udało mi się  zrobić sobie półgodzinną drzemkę a potem razem z koleżanką i jej mężem zrobiliśmy spacer pięciokilometrowy, piękny, ciepły dzień dziś, idealny na spacer. 

                  Ogólnie niby nuda u mnie, oczywiście pomijając pracę, ale przyzwyczajam się już do tego, że życie, właśnie takie bez wzlotów i dołów, też może być ciekawe, bardzo cenię sobie spokój, wręcz lubię. Tradycyjnie w czwartek byłam na terapii grupowej, i powiem Wam, że nie spodziewałam się tego co zastałam, a mianowicie z dwunastu osób było nas sześć. Mocno to demotywujące, co prawda nie zamierzam przestać chodzić, wręcz będę dopytywać w tym tygodniu o tą grupę pogłębioną, ale czułam się dziwnie: taki smutek pomieszany z rozczarowaniem, to ja miałam pierwsza opuścić grupę, zakończyć ją a odpadły inne osoby i wiadomo dlaczego. Tylko jeden Pan zgłaszał, że go nie będzie więc mam nadzieję, że w ten czwartek będzie, reszta już wypadła całkiem, terapeutka skwitowała: taka choroba. Wiem, że tak, ale i tak mi szkoda, że nie udało im się utrzymać trzeźwości, mi tak i na tym się skupiam i za to jestem wdzięczna:) Teraz był temat wpływu alkoholu na rodzinę, ciężki temat, jak bardzo destrukcyjnie nałóg jednej osoby wpływa na resztę rodziny, a co dopiero dwóch, tak jak w moim przypadku. Ja sama pochodzę z rodziny alkoholowej, pił mój tata, według schematu ponoć, wybrałam sobie na męża osobę ze skłonnościami do uzależnienia, po czym, jak to też często bywa, sama zaczęłam pić. Przypomniało mi się, że były też takie sytuacje, że siadałam z moim mężem i piłam, próbowałam nie narzekać właśnie, spróbować być jak on, że może coś się zmieni, on się zmieni, słyszałam wtedy: "O widzisz! Jednak umiesz być inna, umiesz nie gderać!" itp. Koniec końców zawsze kończyło się tak samo, on pijany w sztok, ja pijana, próbująca ogarnąć dom i kłótnia, że jednak i tak się czepiam albo jeszcze gorsze sytuacje. Rodzina powinna być oazą spokoju i bezpieczeństwa dla wszystkich, a zwłaszcza dla dzieci, jednak tam gdzie jest alkohol nie ma ani jednego ani drugiego. Obejrzałam polecony przez terapeutkę film pt.: "Zranione dusze", z 1986 roku, akcja toczy się w Stanach Zjednoczonych, stary, inna kultura niż nasza a jednak nadal aktualny, bardzo aktualny- polecam również. Moje jedno podstawowe spostrzeżenie bo nie będę "spojlerować" jak to mówią moje dzieci,      -początek: ojciec, głowa rodziny, jest pewny siebie, agresywny, głośny, wymagający, obwiniający wszystkich- pijany                                                                                                                                          -koniec: ojciec, część rodziny, jest przestraszony, smutny i płacze-w trakcie leczenia

                   To właśnie te dwie osobowości alkoholika, ta pijana pewna siebie, arogancka i ta smutna, przestraszona, wrażliwa. Do tego cierpienie najbliższych, ta niepewność, strach, złość i wstyd, spowodowane piciem bliskiej osoby. Mój młodszy syn mi powiedział, że o tym, że ojciec pije mówił kolegom, o tym jak było w domu, ale o mnie powiedział dopiero wtedy, kiedy zdecydowałam się na leczenie, że piłam, ale teraz jestem w terapii i od grudnia nie piję. Myślę, że dlatego, że się wstydził, a teraz może powiedzieć "Ogarnęła się" i słyszy, że to super. To i mi dodaje motywacji do dalszej  pracy nad sobą a on sam jest z tego powodu bardzo zadowolony. Jednak alkohol rozwalił naszą rodzinę, nasze picie, moje i mojego byłego męża, teraz tyle ile mogę i dam radę spróbuję naprawić, rozmawiam z synami coraz bardziej szczerze, otwarcie, bo mam nadzieję, że ich dzieci już nie będą mieć takiego problemu. 

                      Godzina minęła jak mgnienie oka, postaram się znowu napisać we wtorek po terapii indywidualnej, może jakieś ciekawe sprawy czy przemyślenia się wyłonią. Dziś jestem wdzięczna jak już pisałam za trzeźwość, za ten cały spokojny tydzień, za rozmowy z bliskimi bo trochę ich było i za ten piękny, wolny choć intensywny dzień. Trzymajcie się trzeźwo i do kolejnego spotkania:)

                                                                                                          Anna

               

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

17.09.2024

20.09.2024

15.09.2024