12.10.2024

 

             

         Witam Was w ten ciepły październikowy weekend, od razu zaznaczam, że dziś będzie długo:)) Mój urlop przeplatany pracą nadal trwa, dziś nocka w pracy ale jutro jeszcze, mam nadzieję, skorzystam z dnia. Postanowiłam dziś napisać bo wczoraj do późna czytałam książkę "Rak duszy. O alkoholizmie" i wywarła na mnie wrażenie. Wczoraj odebrałam a ma już pozaginane rogi, i jest  pozakreślana długopisem, syn mnie opieprzył, że nie szanuję książek. Staram się szanować ale to nie będzie książka, która po przeczytaniu leży na półce i się kurzy, to będzie moja "robocza" książka, do której zamierzam często wracać. Powiem Wam, że trochę zaczynam zmieniać myślenie o chorobie jaką jest alkoholizm, czy ogólnie uzależnienie, i o ludziach uzależnionych, w tym o sobie, ale też o moim byłym mężu. Przytoczę tu kilka fragmentów, które mnie tak najbardziej uderzyły, i które właśnie sprawiają, że trochę zmieniam myślenie. 

                        "U początków naszej choroby zawsze jest niskie poczucie wartości. Wcześnie chowamy się do klatki, do której nikogo nie wpuszczamy, aby nie mieć świadków niedoskonałości, przyprawiających nas o winę i wstyd....Od tej pory jest nas dwóch: ten, który wstydzi się siebie, nie wierzy, by ktokolwiek go zaakceptował-wrażliwy, dobry, słaby, uczuciowy, pragnący obdarzać i być obdarzanym, oraz ten, któremu nie zależy na nikim- twardy, brutalny i zawzięty, czyli ten, który postanowił, że jeszcze pokaże co jest wart. Pierwszemu jest zawsze smutno i boi się, drugi rozpycha się łokciami i chce coś udowodnić. Ale tak naprawdę to tylko ten pierwszy jest prawdziwy. Przywołanie drugiego udaje się tylko wtedy jeśli zdołamy zagłuszyć pierwszego. Do tego najlepiej służy alkohol." I dużo tu o mnie, ale czytając to pierwszy raz od wielu lat inaczej spojrzałam na właśnie mojego byłego męża. Bardziej, nie wiem...łagodnie, że on też przecież musi być okropnie pogubiony, że jest po prostu chory. W sumie od jakiegoś czasu nie czuje do niego już nienawiści, był czas, gdzie czułam tylko ją, ale nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mu wybaczyć wyrządzone krzywdy, co to to nie; teraz może mogę sobie to wyobrazić, droga daleka, ale tu właśnie uderzył mnie jeszcze jeden tekst mocno związany z tym o czym piszę. 

             "Ci, którym udaje się całkowicie przebaczyć krzywdę, osiągają dwie korzyści: uwalniają się od nienawiści i przyjmują nowy system przekonań dotyczący nieprzewidywalnych reguł rządzących współżyciem między ludźmi. Stają się realistami....Krzywdę trzeba przyjąć i przestać obdzielać nią innych ludzi, nawet jeśli tak byłoby wygodniej...Przebaczyć i uwolnić się od roli ofiary można bez względu na to, co dzieje się z alkoholikiem. Kat nie istnieje, gdy nie ma ofiary"

                     Jest mocno skrócony bo nie będę przepisywać książki, zapraszam Was do przeczytania książki w całości, wszystkich, nie tylko alkoholików czy współuzależnionych. Ale wracając do tego tekstu, nie umiem jeszcze wybaczyć, więc chyba ciężko mówić o tym, że już nie nienawidzę, ciągle czuję się ofiarą i to jest najważniejsza chyba rzecz jaką chcę przepracować. Tak sobie myślałam, że ja chcę żeby moje dzieci mi przebaczyły, cieszy mnie jeśli słyszę, że mnie kochają itp. a przecież tez ich skrzywdziłam, oczekuję przebaczenia a sama nie umiem przebaczyć. Dawniej bym się licytowała, nawet sama ze sobą, że krzywdy nieporównywalne itp... może tak, może nie. Po przeczytaniu tej książki, pokazaniu alkoholizmu jako choroby w skali globalnej, od USA po Kirgistan, po opisaniu też AA- ja nigdy jeszcze nie byłam na żadnym spotkaniu-jako wspólnoty ludzi z tym samym problemem, jakoś wczoraj pierwszy raz sama siebie spytałam w czym ja jestem lepsza od mojego byłego męża, że ja oczekuję akceptacji i nieoceniania a jego krytykuję i oceniam. Ciężko mi to przychodzi ale jednak powinnam iść za ciosem, przyjąć i zaakceptować, że nie jestem lepsza, moje picie nie było lepsze, skoro ja zasługuję na akceptację i wybaczenie to on też. Może dobrze mi jest w roli ofiary? Może jeszcze łatwiej mi "tłumaczyć" to swoje picie.. nie wiem. 

              Wiecie, często się zastanawiałam jak to się stało, że ja..-no JA-zostałam alkoholiczką, jak to ja...przecież głupia nie jestem, widziałam co zrobił alkohol z moim tatą, że odebrał sobie życie itp., powinnam być mądrzejsza. Na poprzedniej terapii też jeden pan się zastanawiał, kiedy przekroczył granicę, że tego nie wyłapał. I tu właśnie jeszcze jeden wpis z tej książki:

"Pewien wykształcony i utytułowany psycholog wrócił po leczeniu odwykowym do domu i wkrótce spotkał się ze sponsorem poleconym przez terapeutów. Ten okazał się prostym robotnikiem z nieukończoną zawodówką. Panowie poszli razem na mityng, a potem na kawę, żeby lepiej się poznać. Psycholog długo rozprawiał o tym, jak jego zdaniem mogło dojść do tego, że on, taki wykształcony znawca ludzkiej natury, sam został alkoholikiem. Gdy skończył, sponsor powiedział: Wiesz co, jak Ci złoty zegarek wpadnie do szamba, to nie jest ważne dlaczego tam się znalazł, tylko jak go stamtąd wydostać"

                      I to by było na tyle:) Ciężko dyskutować z tak jasno i wyraźnie postawioną sprawą. To też mi uświadomiło, że nie jestem odosobniona w takich rozważaniach to raz, dwa, może faktycznie to strata energii, bo zamiast rozważać kiedy i jak lepiej myśleć co teraz robić i jak dbać o siebie żeby nie wpaść z powrotem w trybiki uzależnienia i nie wrócić do picia. Będę tą książkę czytać jeszcze nie raz i polecać każdemu choć trochę zainteresowanemu tym tematem, mój młodszy syn chce przeczytać. Wybiorę się też na mityng AA bo bardzo dużo jest tu opisanych zalet tego typu spotkań, jak wielki wpływ mają te grupy na zdrowienie ludzi. 

                  Jak pisałam na początku dziś jest długo:) Biorę się zaraz za przygotowanie obiadu, trochę posprzątam i poprasuję a potem do pracy. Mam do przeczytania jeszcze dwie książki:) Będę sobie ogarniać i pewnie rozmyślać, dziś obudziłam się o 6:00, mimo wolnego, bo od wczoraj bardzo dużo myśli, właśnie po przeczytaniu tej książki. Nie powiem, że czuję się dobrze z tymi myślami niektórymi, zwłaszcza tymi, że mój były mąż też zasługuje na moje wybaczenie i wybaczenie dzieci.  Nie będzie to pewnie z dnia na dzień, wiele jest do przerobienia ale chyba jest do zrobienia, mi też będzie dziwnie i to trochę frustrujące, nie być ofiarą i wybaczyć komuś kto nie uważa, że potrzebuje tego wybaczenia. Może to ja potrzebuję. Dziś żegnam Was z wieloma przemyśleniami znów, ale w gruncie rzeczy zadowolona i spokojniejsza. Za ten spokój właśnie jestem wdzięczna, nie jest to u mnie częste uczucie ale mam nadzieję, że to się zmieni. Uśmiecham się do Was chociaż tego nie widzicie:)) Trzymajcie się trzeźwo i do "zaś":))

                                                                                              Anna

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

17.09.2024

20.09.2024

15.09.2024