06.10.2024
Dzień dobry. Witam Was w ten jesienny wieczór. Znowu miałam chwilową przerwę od pisania, chyba musiałam "przeczekać" słabszy nastrój, nawet pisanie przyprawiało mnie o łzy, a stąd krok do użalania się. Nie poukładałam sobie jeszcze wszystkiego, teraz pisząc zacznę, ale musiałam, jak to już kilka razy ostatnio słyszałam: "dać czasowi czas"- jestem niecierpliwa z natury i też się tego uczę.
W czwartek na terapii grupowej prawie się rozpłakałam, nie opowiedziałam nic o tym, że mój były mąż kogoś ma, ale że mam gorszy czas. Ogólnie też wyszło ze mnie przepracowanie, zrezygnowałam z pracy u pana Piotra, do którego jeżdżę 3 razy w tygodniu, prawie bym zrezygnowała z rozliczania restauracji. W poniedziałek kiedy miałam inwentaryzację w sklepie zadzwonił ten pan Piotr, wymiotował i chciał żebym przyjechała, nie mogłam wyjść, on się bał, ja cały czas myślałam czy nic mu nie jest, stwierdziłam, że tak nie mogę. Jemu potrzeba kogoś bardziej dyspozycyjnego, nie tak zapracowanego jak ja, a ja potrzebuję odpoczynku. Na dłuższą metę nie daję rady, pieniądze też nie są tak duże żeby warto było się tak zarzynać, dla żadnych w sumie nie warto. Tak więc czekam na listopad, bo obiecałam, że do końca października zostanę, na restauracji też było trochę problemów, żadnego chętnego do podpisania inwentaryzacji, zostawiłam wszystko pani Dyrektor i oznajmiłam, że wcale nie muszę tego robić, zawsze może ktoś inny. Załatwiła wszystko, ale moje nerwy mocno były nadszarpnięte, to też było po nocce, mało spałam i potem jeszcze do pracy do biura i na terapię po pracy. Wracałam ledwo żywa, i terapeutka i koleżanki też mówią mi, że widać bardzo po mnie zmęczenie, więc pewnie mają rację. Nie mogę się doprowadzić do ostateczności bo jest ryzyko, że doprowadzę się na granicę wytrzymałości i stamtąd krok do zapicia. Dlatego pomału odpuszczam, jak to gdzieś usłyszałam; "buta nie zjesz", nie zjem więc sobie daruję.
To przepracowanie ma duży wpływ na to jak reaguję na różne sytuacje, mam tego świadomość, dlatego przyszła pora żeby zadbać o siebie. Koleżance dałam już znać, że od listopada mam popołudnia wolne i mogę wrócić do chodzenia z kijkami, może też zadbam bardziej o wagę, w sensie zrzucę choć kilka kilogramów. Ostatnio nie umiem wybiec na przód z planami, jakoś nie wychodzi mi nigdy tak jak zaplanowałam, i teraz jestem w tym ostrożna, na razie stanęło na kijkach a reszta wyjdzie w trakcie. Mam też trochę marzeń związanych z pracą, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym, jeśli wypali to wtedy będę opowiadać, póki co to jeszcze wizje.
Na koniec najważniejsza część dzisiejszego dnia, byłam nareszcie u mamy. Już tak długo nie byłam, że biedna się martwiła, myślała, że o niej zapomniałam. Ucieszyła się bardzo na mój widok, ciągle powtarzała, że się nie spodziewała. Powiem Wam, że czas już robi swoje, demencja coraz bardziej się rozwija, poznaje mnie, ale nie pamięta o co pytała przed chwilą, powtarza jedno i to samo jakby mówiła po raz pierwszy. Zawsze była wysoką, postawną kobietą teraz siedzi na wózku i wydaje się taka mała, skurczona jakby. Mimo tego humor jej dopisuje, śpiewa, opowiada o jakimś tam poznanym wdowcu, żartuje, że się sobie podobają i kto wie. Dziś patrzyłam na nią i myślałam, że mimo wszystko ma "beztroskie" życie, bierze je jakie jest, ma opiekę, mówiła mi, że trochę się jej przykrzy czasem ale co zrobić, nie wiem czy martwi się o nas, o mnie i o brata. Mam wrażenie, że nie dopuszcza myśli, że nam może być ciężko, jesteśmy dorośli to i mamy sobie radzić, dodatkowo chciałaby żebyśmy zajęli się nią. Zawsze mi przykro kiedy muszę jej powtarzać, że nie mamy warunków żeby się nią zająć i na tyle dobrej pracy żeby płacić za opiekunkę w czasie naszej nieobecności.
Jest tam kilka młodych osób, które potrzebują całodobowej opieki, np. kobieta lat 40 około, która na skutek jakiejś choroby czy wypadku, już nie pamiętam, jest praktycznie całkiem sparaliżowana, nawet nie mówi, ale jest świadoma wszystkiego. Mąż ją zostawił z dwójką dzieci, ona jest w DPS bo matka zajmuje się jej dziećmi, na opiekę nad nią już nie ma siły nawet. Wtedy czasem walę się w pierś i przepraszam za moje narzekanie, wtedy to użalanie się nad sobą mija bo stwierdzam, że ja jednak mam ogromne szczęście w życiu, naprawdę. To właśnie dziś moja wdzięczność, jestem wdzięczna przede wszystkim za zdrowie, moje i moich najbliższych, za zdrowe ręce i nogi, za możliwości jakie daje mi życie, a których często nie doceniam, za kolejne trzeźwe dni, każdy w sumie czegoś mnie uczy. Dziś nauczył mnie doceniać to co mam, czas, który mam, pora go dobrze wykorzystywać, nie tylko na pracę, bo o ile jest ważna, to nie da rady żyć tylko nią. Zamierzam częściej odwiedzać mamę bo nie wiem ile jeszcze będzie mi to dane, mimo, że jakoś blisko nie jesteśmy to jednak moja mama i wiem, że mnie kocha, i bywa samotna a nie powinna. Kończę na dziś już to pisanie, odezwę się może jutro. Ściskam Was mocno, trzymajcie się trzeźwo i do kolejnego spotkania:)
Anna
Komentarze
Prześlij komentarz