01.10.2024

 



                   Witam Was ponownie po kilku dniach przerwy, dzień dobry:) Dziś mam wolny dzień, byłam u lekarza, ugotowałam obiad, zrobiłam sobie kawę i usiadłam do laptopa teraz, chociaż muszę się Wam przyznać, że dziś z mieszanymi uczuciami, i po raz pierwszy od miesiąca nie miałam ochoty pisać. Nie dlatego, że już tego nie lubię, tu nic się nie zmieniło ale jestem od wczoraj przygnębiona, mam tyle różnych uczuć w sobie, że nawet nie do końca wszystkie rozumiem. Czasem w takich sytuacjach lubię zniknąć, przetrawić to sobie sama, ale wiem, że właśnie wtedy nie powinnam być sama. 

             Dwa ostatnie dni pod rząd to były inwentaryzacje, jedna w restauracji druga w sklepie należącym do firmy, w której pracuję na etacie. Też kiepski czas bo restauracja została z jedną kelnerką, która nie dała rady liczyć towaru i obsługiwać więc bar i alkohole znów liczyłam ja. Zrobiłam tak ,że nie otwierałam butelek, nie przelewałam nic tylko najzwyczajniej w świecie "celowałam na oko" w tych, które były zaczęte. Zastanawiałam się jak to odchoruję, bo nie przyznałam się znów nikomu, że nie powinnam pracować przy alkoholu, jednak nie było tak jak ostatnim razem. Nie miałam bólu głowy ani rozwalonej koncentracji, rano następnego dnia trochę mnie "suszyło", jednak następnego dnia znów druga inwentaryzacja, po której dziewczyny otworzyły wódkę. Zaznaczyłam od razu, że ja nie piję więc wysłuchałam kilku komentarzy typu: czemu, co się dzieje, a jedna spytała czy mi szkodzi. To miał być żart, ale odpowiedziałam, że tak, że mi szkodzi i nikt już tematu nie drążył. Nie siedziałam jednak z nimi długo, czekałam na synów a potem szybko się pożegnałam i wyszłam, wspomnienia kiedy piłam z nimi wróciły, dodatkowo dym papierosowy- nie chcę już wracać do tego więc wolę  unikać. Dziś trochę to odchorowuję bo boli mnie głowa już od kilku godzin, a sytuacje, które zaraz opiszę dodatkowo nie pomagają. 

              Pierwsza to taka, że myślałam, że mój starszy syn znów się do mnie wprowadzi. Byłam bardzo podekscytowana, jednak musiałam mu zaznaczyć, żeby był świadomy, że u mnie tak jak u babci nie będzie. Pod kątem finansowym, no bo organizacja mieszkania, decyzje czy zostajemy tutaj czy szukamy czegoś innego, ale też pod kątem hmm.. logistycznym- mnie często nie ma i nie ma opcji, że śniadania, obiady czy kolacje będą szykowane codziennie i podawane "pod nos". Przyznał, że cztery dni w tygodniu ma względny spokój, czyli wtedy ojca nie ma bo jest w pracy, potem pewnie jest różnie. Zaczęli rozmawiać między sobą, młodszy syn tęskni za bratem więc był gotowy nawet oddać mu swój pokój ale póki co nie przekonał tym brata, i też chyba nie o to w tym chodzi, żeby go namawiać a potem miał by może do nas pretensje. To powinna być jego decyzja- czy woli wygodę czy święty spokój i ciszę, powtórzyłam mu jeszcze raz, że kiedy będzie mu źle ma powiedzieć i że zawsze może wrócić. Druga to wczoraj właśnie jak rozmawialiśmy powiedział mi, że tata kogoś sobie znalazł, że ją poznał bo była tam w domu i przyznał, że czuł się bardzo niezręcznie. I teraz powiem Wam mam właśnie kłopot ze swoimi uczuciami, no bo dla mnie nasze małżeństwo jest skończone, podjętej decyzji o odejściu nigdy nie żałowałam ale poczułam się dziwnie jak to usłyszałam. Płakałam wieczorem do poduszki i byłam jednocześnie zła na siebie o to, że płaczę, jestem smutna i nie do końca rozumiem czemu. Czuję.. nie wiem.. zazdrość, ale nie taką o niego, tylko taką, że ja nie mam nikogo. Od razu przypomniały mi się jego teksty, zwłaszcza jeden, "kto by Cię chciał gdyby nie ja", i powiem Wam teraz jakoś tak znów boli to, nawet po tylu latach. I ten smutek, żal i zazdrość to właśnie idealna sytuacja, "idealny powód" do zapicia, kiedyś tak bym sobie z tym radziła. Teraz piszę do Was, choć w pierwszej chwili chciałam ten temat "ominąć", ale już nie chcę udawać, że jest ok w sytuacjach, w których czuję się źle. Wiem, że potrzebuję to przegadać, nie do końca rozumiem czemu moje poczucie własnej wartości tak mocno spadło przez tą informację, w sumie wiem ,że dla mnie jeszcze nie ta pora, że muszę sobie wszystko w głowie i uczuciach poukładać żeby w ogóle myśleć o jakimś umawianiu się na randki itp. Ale znów to, że o czymś wiem, racjonalnie umiem sobie to wytłumaczyć, nie oznacza, że tak czuję, bo często jest to zupełnie inaczej. Głowa wie, że to nic nie znaczy, nie jestem gorsza, dobrze swoje życie układam, serce krzyczy, że jestem samotna, nie zasłużyłam na miłość, na nic dobrego itp. Wolę trochę się dziś stopować nawet w pisaniu zanim przerodzi się to w jakieś totalne użalanie się nad sobą. 

                   Dziś na resztę dnia muszę zorganizować sobie czas, i że tak powiem przeczekać, wiem, że te emocje miną, zawsze mijają, nie sądziłam, że tak mocno mnie przytłoczy taka informacja, ale to tylko potwierdza jak bardzo moje emocje są niestabilne i jak daleka droga jeszcze przede mną. Zresztą to po prostu życie, raz jest lepiej raz gorzej, i trzeba je brać takim jakie jest, nie jest to może czasem miłe i łatwe ale nikt nie mówił, że takie będzie. Żegnam się z Wami w niezbyt optymistycznym nastroju, ale mimo wszystko wdzięczna za to, że mogę się tym podzielić, za moje dzieci, które coraz lepiej się dogadują i z nadzieją, że mój smutek szybko minie. Trzymajcie się trzeźwo i do jutra:)

                                                                                                         Anna

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

17.09.2024

20.09.2024

15.09.2024