28.09.2024

 


             Dziś wyjątkowo dzień dobry w sobotni poranek:) Miałam pisać w czwartek wieczorem po terapii grupowej, potem w piątek a skończyło się na tym, że usiadłam do pisania dopiero dzisiaj. Czasem tak właśnie plany potrafią się zmienić niespodziewanie, ale dziś jestem nareszcie wyspana i wypoczęta, wczoraj po 19:00 padłam. W czwartek jak wróciłam to bolała mnie głowa, przeważnie w czwartki mnie boli, chociaż ostatnio już było lepiej to w ten znów to odczuwałam dość mocno, jest to jeden z objawów głodu alkoholowego, pojawia się bo w zasadzie to w czwartki najwięcej prowadziłam rozmów o alkoholu i uczuciach. Teraz już częściej piszę o tym, trochę też zaczynam rozmawiać o tym poza terapią, ale jednak wraca co jakiś czas chęć napicia się. 

                  W czwartek miałam sprawę do załatwienia wieczorem, wyszłam z domu i spotkałam się z koleżanką, tak jakoś od słowa do słowa, opowiadając sobie różne historie, powiedziałam, że wróciłam z terapii i w końcu nazwałam się do niej alkoholiczką. Była zdziwiona, bardzo zdziwiona, że uważam siebie za alkoholiczkę, myślała że może popijam po kątach i dlatego jeżdżę na terapię, no przecież w tamtym roku zaledwie kilka razy się upiłam, ogólnie piłam, w tym roku wcale no to jak mogę być. To pokazuje jak mała świadomość jest w społeczeństwie o tej chorobie, alkoholik kojarzy się z menelem spod sklepu, kimś kto wiecznie chodzi pijany a nie, że walnie sobie coś wieczorem, w weekend itp. i nigdzie go nie widać. Nie każdy kto pije jest alkoholikiem to fakt, tylko granica między jednym a drugim jest bardzo cienka, i nie zauważa się, że się ją przekroczyło, ja nie zauważałam długo. Powiedziała też jedno zdanie, które utkwiło mi w głowie, i myślę, że dlatego też  ja tak długo prawdę o swojej chorobie odpychałam, a mianowicie: " Bo jak facet pije to wiadomo jest źle, ale jakoś ujdzie, ale jak baba....to już koniec". Pojawiła się od razu u mnie złość, w czym facet jest "lepszy", że ma jakieś takie "przyzwolenie" na picie a baba nie, taka presja ogromna jakaś spoczywa na nas kobietach, tyle rzeczy nam po prostu "nie wypada". Chyba właśnie dlatego tak ciężko było mi przyznać, że mam problem, nawet przed samą sobą, bo to wiązało się od razu z poczuciem winy, że nawaliłam jako kobieta i matka, dopóki udawałam, że jest dobrze, że mnie to nie dotyczy było jakoś "łatwiej", wstyd, strach przed tym co ludzie powiedzą i pomyślą o mnie bardzo długo mnie blokował. Może trochę to odczarowuję, sam fakt, że już kilka takich rozmów odbyłam, że pomału ( naprawdę pomału) godzę się z tym, że jestem alkoholiczką i to jest jakaś część mnie, ważna część, bo od tego jak do tego podejdę zależy reszta mojego życia. 

                Nie planuję już tak bardzo tej "reszty życia", kiedyś tworzyłam w głowie bardzo dużo scenariuszy, panowałam, analizowałam a potem i tak wszystko się toczyło inaczej. Teraz staram się skupiać na tym co tu i teraz, chociaż muszę przyznać, że nie do końca to mi się udaje, trzeba też nad tym pracować, poprawiać się, "przywoływać do porządku" jak ja to mówię. Jak tak się nad tym zastanawiam to kupę czasu straciłam też na życiu właśnie tym co może się wydarzy, co będzie, co zrobić żeby było tak jak chcę, albo na odwrót, tym co było, czemu tego czy tamtego nie zrobiłam inaczej. Po wyprowadzce od byłego męża, tak po może dwóch tygodniach, dopadł mnie okropny dół, płakałam bardzo często właśnie nad przeszłością. Teraz patrząc tak na to na trzeźwo, alkohol bardzo pogłębiał ten stan, ja spędziłam kilka miesięcy, jak nie więcej, na użalaniu się nad sobą, żałowałam tak bardzo, że nie odeszłam np. 10 lat wcześniej, że wtedy bym tych problemów nie miała, że nie byłoby nawet tego alkoholu, i od razu miałam myśli jakby było gdybym tak zrobiła, umiałam sobie wyobrazić to moje "dobre" życie. To też było takim moim osobistym tłumaczeniem picia, jak widać już od dawna, wtedy to były tylko przebłyski, że "może" mam problem, potem to odrzucałam i dalej płakałam, że nie zrobiłam inaczej itd. Teraz umiem spojrzeć na to "z boku" i to okropnie żenujące, te myśli, te tłumaczenia, to użalanie się. Pomału to wszystko zaczyna wyglądać inaczej, zupełnie inaczej, co za tym idzie te tłumaczenia już mi się nie spinają kompletnie, aż czasem tak się sama pukam po głowie i mówię sobie: "Ale jak! Kurczę jak Ty kobieto mogłaś w ogóle tak myśleć! Przecież to totalnie bez sensu!" 

                   Nie jest miłe odczarowywanie picia, rzeczywistości, która nie była taka jak mi się wydawało, była idealizowana, problem zminimalizowany do granic możliwości, i "łatwiej" mi się żyło,  teraz przychodzi wstyd, nawet czasem właśnie takie zdziwienie, że inaczej pewne sytuacje pamiętałam a teraz jak do nich wracam to już wyglądają inaczej. Alkohol to naprawdę okropnie podstępna używka, i faktycznie potrzeba czasu żeby móc zacząć ( dopiero zaczynam, ile jeszcze przede mną to nawet nie wiem) oceniać siebie i swoje życie, wróć nie oceniać- mam problem z tymi ocenami- postrzegać siebie i swoje życie obiektywnie, takim jakie naprawdę jest, i zaakceptować ( a to dopiero dla mnie góra) te wszystkie swoje błędy i porażki.

                    Za co jestem dziś wdzięczna? Oczywiście za kolejne dni na trzeźwo, za możliwość rozmowy ze znajomymi, za dzisiejszy wolny dzień:) -cały dziś przede mną, trochę prac typu pranie, sprzątanie więc żegnam się z Wami, tak trochę jeszcze zamyślona ale z energią:) Życzę Wam udanego dnia i do kolejnego spotkania:) Trzymajcie się trzeźwo:)

                                                                                           Anna 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

17.09.2024

20.09.2024

15.09.2024