25.09.2024
Dobry wieczór:) Znów piszę późnym wieczorem ( 22:00) bo cały dzień wypełniony pracą albo innymi zajęciami, teraz mam chwilę czasu dla siebie. Wczoraj nie pisałam bo po terapii byłam w domu dopiero koło 20:00, a noc wcześniej od 3:00 nie spałam tylko miałam w głowie tabun galopujących myśli. Wstałam, poszłam do łazienki, napiłam się ale zasnęłam i tak dopiero nad ranem, więc wieczorem wczoraj już opadłam z sił, chciałam pisać "na świeżo" ale nie dałam rady.
Przeczytałam wczoraj mojej terapeutce pierwszy post tutaj, myślę nad wysłaniem jej linka do bloga, bo powiedziała, że chętnie poczyta. Rozmawiałyśmy o tej grze, wspomniałam, że bardziej się tego wstydzę niż picia i nie rozumiem z czego to wynika. Na chłopski rozum alkohol, picie było dłużej niż granie, więcej przykrych rzeczy spowodował niż gra, usłyszałam, że alkohol to taka "podstępna kochanka", że to właśnie taka minimalizacja problemu. I tak potem o tym myślałam, że faktycznie coś w tym jest, jest on tak "popularny", akceptowalny, jesteśmy nim otoczeni wręcz, reklamy zachęcające do jego picia, tyle memów, żartów itp., że naprawdę można sobie wmówić, że to nic złego, że przecież inni piją, pili więcej itd. Tylko jak się tak nad tym zastanowię to nigdy nie liczyłam i raczej jest to niewykonalne ile pieniędzy wydałam na alkohol i papierosy w ciągu załóżmy trzech lat np. Myślę ,że masę, że to będzie śmiało kilkadziesiąt tysięcy też, i dopiero wtedy to przeraża, to i fakt, że nie przeszkadzało mi to kompletnie, wtedy jakoś tak tych złotówek nie liczyłam.
Kolejnym takim tematem, który wypłynął na terapii to temat mojej mamy, pytanie: "Czy jestem z nią związana" i moja odpowiedź: nie. Też przywołało to trochę wspomnień i taka myśl mi się nasunęła, że nie porozmawiam z nią tak poważnie, o uczuciach czy problemach. I to nie tak, że ja nic do niej nie czuję, kocham ją, jest moją mamą, zawdzięczam jej życie, pomagałam jej zawsze jak tego potrzebowała ale...no jest to ale. Jak już pisałam wcześniej ja nie dostałam od niej pomocy kiedy potrzebowałam, zawsze chyba zakładała, że sobie radzę, ogarniam i jak wybrałam tak muszę żyć. Dziś w pracy zaczęłam rozmowę o tym z koleżanką z pracy, ta koleżanka jest po 60-tce, mogłaby właśnie być moją mamą, ma synów niewiele młodszych ode mnie. Często mnie zaskakuje, swoją taką wyrozumiałością do ludzi, ich problemów, zawsze powtarza, że pewne rzeczy przychodzą z wiekiem, to ostatnie to akurat chyba nie w każdym przypadku ale załóżmy, że w większości. I stanęła dziś w obronie mojej mamy powiem Wam, w sensie dość mocno tłumaczyła mi jaka bieda była, jak moja mama czy jej mama musiały sobie radzić, nikt im nie pomagał też, nie współczuł, nie przytulał, przysłowiowy kop w dupę i papa...radź sobie. No jak moja mama mogła mi okazywać miłość czy o niej rozmawiać jak jej nikt nie okazywał i z nią o tym nie rozmawiał, radziła sobie jak umiała i tak wychowała mnie i mojego brata.
I rozumiem to, tak mi się wydaje przynajmniej, bo przez to pewnie ja też nie zawsze umiem rozmawiać o uczuciach, też zaniedbałam w tym temacie moich synów, ale czuję żal, że inne koleżanki do tej pory mają w mamie wsparcie a ja od dawna jestem zdana tylko na siebie. Tak czuję i czy to, że powiedziałam to głośno coś zmieni nie wiem, wiem natomiast, że ja powinnam z chłopakami właśnie rozmawiać, żeby nie czuli, że są ze swoimi problemami sami. Jeszcze jedno mi powiedziała moja Pani Zosia, (ta z pracy), że często za młodu powtarzamy sobie, że będziemy inni niż swoi rodzice a potem często jesteśmy podobni albo o zgrozo gorsi. Moja mama nie ma złego charakteru, zawsze była uczciwa aż do bólu, serdeczna, myślę, że zaakceptowała swoje życie, fakt, że jest biedna, że życie nie rozpieszcza, że "tak musi być", i tu nie jestem jak ona. Był czas faktycznie, że niczego od życia nie oczekiwałam, ale to się zmieniło, i chyba dalej zmienia. Chcę więcej, chcę się dobrze czuć, być szczęśliwa, choć nie do końca rozpracowałam co to znaczy. Na dzień dzisiejszy to robienie rzeczy, które sprawiają mi radość czyli np. właśnie pisanie, chcę też coś zmienić w swojej pracy, żeby się tak nie zapracowywać i mieć więcej czasu. W przyszłą sobotę pojadę do mamy, jest w DPS, od wielu lat już nie chodzi i nie była w stanie samodzielnie żyć, potrzebuje opieki 24/h i tam ją otrzymuje. Wszystkie te przemyślenia stąd, że dawno u niej nie byłam, przez pracę i brak czasu, odległość, i pewnie też to, że właśnie zżyte nie jesteśmy.
Praktykując wdzięczność dziękuję dziś za dobrze spędzony dzień, za mamę i fakt, że zrobiła tyle ile mogła i tak jak mogła żebym miała lepiej niż ona ( wiem, że tak jest mimo tego, że czuję żal), za to, że obydwie żyjemy i możemy jeszcze rozmawiać. Tyle o niej popisałam ,że chyba za nią zatęskniłam:) Jest późno, godzina minęła mi tak szybko a rano pobudka, więc będę się zwijać pomału, dziękuję jeszcze za kolejny trzeźwy dzień:) Trzymajcie się trzeźwo i do "zaś":)
Anna
Komentarze
Prześlij komentarz