19.09.2024

 


                   Witam Was ponownie, już wracając z terapii rozmyślałam co napisać i jak to opisać. Ciężki dziś dzień, taki z serii przypominajek, że jeszcze masa pracy przede mną i jestem tak naprawdę na początku swojej drogi w trzeźwości. Na razie masa myśli czy trzeźwieję czy tylko jestem trzeźwa. Ale od początku. 

               Wiecie, że ostatnie dni miałam dobre, takie pełne optymizmu, zadowolenia. Wizyta kolegi z dzieciństwa i martini, które przyniósł trochę zachwiało moją równowagą, oddałam je bratu i myślałam, że problem minął. W sensie przyznałam, że kusiło by mnie żeby się napić, że nie chcę się sprawdzać czy umiałabym się powstrzymać od napicia się, ale nie sądziłam, że problem jest głębiej i bardzo łatwo zachwiać moja równowagą emocjonalną- właśnie butelką martini. 

           Ostatnio na grupie kilka osób odeszło bo skończyło terapię, ale w tamtym tygodniu dwóch nie było bez zgłoszenia, że ich nie będzie. Jeden chłopak był bardziej sprawdzany alkomatem bo pokazało mu, że jest pod wpływem ale za chyba trzecim razem pokazało 0% i wszystko potem wróciło do normy. Dziś tych dwóch osób dalej nie było, raczej już nie będzie, a chłopak (celowo nie piszę jego imienia) mieszka niedaleko mnie, miał jeździć już ze mną bo ten facet, z którym jeździł skończył właśnie terapię tydzień temu. Dziś przed terapią spytałam go czy będzie ze mną jeździć , czy chce i odpowiedział, że tak. Wtedy nie zwróciłam uwagi, że usiadł nie koło nas tylko tak dalej. Dziś znów alkomat pokazał mu % i dziś zanim nawet terapeutka alkomat wyciągnęła ja poczułam alkohol...od niego. Tylko wiecie, zdarzyło mi się np. poczuć smak alkoholu choć go nie było, albo zapach mimo jego braku, więc moje pierwsze odczucie było takie, że może mi się wydaje. Ale jednak nie, kilka razy alkomat pokazał, że jest pod wpływem a on się nie przyznał, że się napił. Twierdził do końca, że nie pił nic. 

             Terapia polega przede wszystkim na szczerości, mamy powiedzieć jeśli zapijemy, nie będziemy krytykowani, to ma być po to  żeby przepracować co poszło nie tak i czemu ewentualnie zapiliśmy. Ja już od początku byłam mocno zdenerwowana, na całą tą sytuację i na niego. I teraz: ja nie jestem jakimś krytykantem bo do tego mi daleko, ale zezłościłam się bo mocno zryła mi głowę właśnie butelka martini, którą oddałam bratu żeby się nie napić, od niedzieli myślę jak to opowiem na grupie, miało być z dumą, że dałam radę mimo wszystko a się popłakałam, bo ktoś jest wypity na spotkaniu, wypiera się tego, czyli tak jakby miał na mnie i na innych wyrąbane, że tak brzydko powiem. Został od razu wyproszony z zajęć, zrobiło mi się go szkoda, to nie tak, że ja go karcę za chorobę, tylko nie chcę już wszystkiego tak tylko na to zganiać. Ja bardzo dobrze wiem jak ciężko potrafi być, jak podstępna jest ta choroba, jak sprawia, że sami w swoich myślach gdzieś pobłądzimy i wszystko wypieramy, wiem bo ja to nieraz robię, ale kurczę.. zdecydowałam ,że nie chcę pić, próbowałam sama i nie dałam rady. Poprosiłam o pomoc, dostaję ją i staram się stosować do tych wszystkich zaleceń mimo, że na początku np. taki dzienniczek głodu wydawał mi się bez sensu i naprawdę ciężko mi jedną rzecz było zakreślić bo przecież mi się nic nie dzieje. A potem było 6 jednego dnia..bo zaczęłam się sobie przyglądać po prostu. Do końca spotkania już byłam zdenerwowana, zła bo nie wiem.. może ja się wywnętrzałam ostatnio a on w duchu myślał kiedy skończymy pitolić żeby mógł się napić, zła jestem bardziej na tą nieuczciwość niż sam fakt napicia. 

                  I tak butelka martini i zapicie jednej osoby z terapii, choć nie wiem czy w sumie nie trzech, sprawiło, że to co w sobotę czy niedzielę było ok ( fakt oddania alkoholu czy chęć napicia się) przerodziło się w skoki napięcia dzisiaj, i dodatkowo fakt, że nie oddałam butelki koledze, nie przyznałam mu się, że jestem alkoholiczką, ani bratu, a ten fakt wyciągnęła ze mnie poprzez rozmowę terapeutka dziś właśnie. Że spokojnie będę mogła o tym mówić jak to zaakceptuję, że jest to część mnie. Wychodzi, że nad tym jeszcze muszę popracować bo nie każdemu się przyznam, pisanie do Was, obcych mi osób w internecie jest dużo łatwiejsze niż wstanie w środku grona kilku osób, zwłaszcza takich znajomych, i powiedzenie na głos: " słuchajcie, jestem uzależniona od alkoholu, dużo piłam itp. itd." 

              Taki dziś mam wieczór pełen przemyśleń,  słabszy właśnie, jestem trochę taka przygnębiona. Co mi uświadomił ten dzień? Nie jestem odpowiedzialna za wszystkich, mimo, że szkoda mi ,że część osób się wykruszyła z terapii, to jeszcze pewnie nie jedna poznana osoba może zapić, części może się nie udać..nie wiem, i nie mam na to wpływu. Mam wpływ na siebie, swoje decyzje i mam nadzieję, że mimo pewnie jeszcze wielu wzlotów i upadków pozostanę trzeźwa bo podoba mi się takie życie. Naprawdę  nie fajnie jest kiedy butelka alkoholu ma tak duży wpływ na moje myśli, uczucia czy zachowanie. Muszę sobie przypominać, że każda decyzja wiąże się z konsekwencjami, a ja zdecydowałam się nie pić, i takie konsekwencje jak lepsze zdrowie, sprawczość, stabilność jestem w stanie zaakceptować:) 

               Jestem już zmęczona, muszę sobie to jeszcze poukładać wszystko, we wtorek mam indywidualne spotkanie z terapeutką to też może inaczej spojrzę na tą sytuację. Jestem po nocce więc będę się pomału ogarniać do spania, jutro wieczorem napiszę jak ciut emocje opadną. Chociaż i tak jest już lepiej bo mogłam podzielić się tym z Wami, jednak pisanie ma na mnie dobry, leczniczy wpływ. Trzymajcie się trzeźwo i do jutra:)                 

                                                                                Anna

           

               

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

17.09.2024

20.09.2024

15.09.2024